Ocknęłem się rano a przy mnie leżała Luna, Aparatka i Hugo. Uśmiechnęłem
się do nich cieszyłem się że zainteresowało ich co się ze mną działo
miałem też nadzieje że nikomu nic się ni stało.
- Luna ? - zapytała śpiąco Aparatka
-Co? - Odpowiedziała z ziewem
-Chyba powinniśmy znaleść reszte.. - Powiedziałem.
- Ohh Pielgrzym denerwowałam się.. -Powiedziała znacząco Luna
- Nie miałaś o co .. To co idziemy ?
Ruszyliśmy kłusem w strone stada. Dość długo nam zajeło zbieranie całego
stada ale w końcu wszyscy zebraliśmy się jak zwyklę na naszej ulubionej
łące.
- Nic wam się nie stało ?
-Nie -Powiedzieli wszyscy .
-U nas przejeżdżali jeszcze kilka razy ludzie ale potem znikneli na górami-Powiedział Hidalgo.
Luna poszła odsapnąć nad strumyk.
-Luna ja.. chciałem cię za wszystko przeprosić ty sama powinnaś
podejmować decyzjie nie potrzebnie się wtrącałem.. -Opuściłem głowe na
dół.. i chciałem już odejść ale wtedy powiedziała Luna
-Nie gniewam się..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz